Cielista cielesność ciała…
avatar

Caravaggio

Od paru lat nie mogę przejść obojętnie obok konsystencji kawy, między innymi za sprawą problematycznego jej określenia stosowanego w języku polskim. Samo pojęcie konsystencji kawy doskonale czujemy naszymi zmysłami. Wszyscy wiedzą, że kawa powinna być mocna, esencjonalna, dobrze zaparzona. Dobra … Czytaj dalej

Cierpkość hebanowca

Wiele lat temu gdzieś w Kairze zostałem poczęstowany owocami. Jeden z nich wziąłem za dorodny pomidor.  Jakże się uradowałem, gdy pomidor okazał się czystą i niespotykaną słodyczą. Wiele lat później miałem przyjemność podziwiać te słodkie owoce na obsypanych nimi drzewach w Italii.

Gdy w rozmowach o profilu sensorycznym espresso poruszaliśmy temat cierpkości, Włosi  zawsze jako koronny przykład przytaczali niedojrzałe owoce kaki albo karczochy. Warto ten przykład sprawdzić na własnej skórze, bo niedojrzałe owoce kaki pozostawiają w ustach niespotykaną cierpkość. Rzec by można: są wzorcem cierpkości. Niedawno skosztowałem, wydawałoby się, że dojrzałego owocu kaki. Był miękki i ujmująco słodki. Słodycz i tylko słodycz. Nie odkryłem w tym owocu wyraźnych i znanych mi aromatów. Moje zdumienie wywołało wrażenie lekkiej ale penetrującej i permanentnej, wypełniającej całe podniebienie cierpkości. Najwyraźniej mój owoc nie był jeszcze w pełni dojrzały.

Persymona, hurma, hebanowiec, hebanek, kaki to polskie określenia drzew rodzących wspomniane owoce. Poniższe artykuły dość wyczerpująco wyjaśniają systematykę tych roślin:

http://en.wikipedia.org/wiki/Diospyros_kaki

http://pl.wikipedia.org/wiki/Hurma

a także przedstawiają owoce zwane persymonami i ich walory:

http://en.wikipedia.org/wiki/Persimmon#Diospyros_kaki

O karczochach napiszemy w przyszłości i przy innej okazji, bo kojarzą się bardziej z wytworną pastą niż z kawą. Niedojrzałe też są cierpkie. Cierpkość jest wrażeniem dotykowym. Odczuwamy ją na całej powierzchni podniebienia, nie tylko na języku. Wrażenie to przypomina odczucie wysuszenia śluzówki, a może nawet odrętwienia. W każdym razie nie można pomylić cierpkości z kwaskowatością czy goryczą.

Kwestia smaku

Smakuje mi kawa, jest smaczna… Ale jaki jest jej smak?

Kawa nie ma smaku truskawek ani porzeczek. Kawa nie ma smaku pieczonego chleba ani czekolady. Kawa nie smakuje jaśminem ani fiołkami. Kawa nie smakuje jak dojrzałe gruszki ani jak owoc melona. Kawa nie ma smaku maślanego ani smaku waniliowego.

Smaczna kawa wszystkim tym pachnie: truskawkami, porzeczkami, gruszkami, melonami, chlebem pieczonym i czekoladą, jaśminem, fiołkami, wanilią, a czasem nawet świeżym wiejskim masłem.

Smak rejestrują komórki smakowe zlokalizowane na języku. Możliwości percepcji języka są dość skromne, bo ograniczają się do rozpoznania i rozróżnienia smaków: słonego, słodkiego, kwaśnego, gorzkiego i podobno smaku umami. Język rejestruje także i reaguje na temperaturę oraz cierpkość spożywanych pokarmów. Są to wrażenia smakowo-dotykowe. Wraz z podniebieniem, język wrażliwy jest też na gęstość spożywanych płynów oraz ich lepkość. To także wrażenia smakowo-dotykowe. Dzięki takiej dotykowej wrażliwości odróżniamy oliwę od wodnistych płynów.

Bez zmysłu węchu nad filiżanką kawy bylibyśmy niczym ślepcy w krainie wielobarwnych motyli. Węch jest naszym najbardziej wrażliwym zmysłem, najbardziej spektakularnym zmysłem, reagującym na setki tysięcy różnorodnych molekuł. Wystarczy dosłownie jedna cząsteczka zawieszona w powietrzu by nasz nos pobudzić i wysłać sygnał do układu nerwowego.

Aromaty płynów i pokarmów rejestrujemy nie tylko wprost nozdrzami lecz także od strony podniebienia. Nos łączy się przecież z podniebieniem ? między nosem a podniebieniem jest swobodny przepływ powietrza. Gdy popijamy kawę, jej aromaty pobudzają komórki węchowe. Stąd nasze przyjemne doznania i różnorodność wrażeń.

Jeśli ktoś mówi o kawie smakującej jak owoce np. papai, to zapytajmy go jakież to owoce ma na myśli, w jakiej fazie dojrzałości są te owoce ? bo przecież zupełnie inaczej smakują owoce zerwane z drzewa, a inaczej owoce dojrzewające przez kilka dni na słońcu. Zmysłem smaku ocenimy jedynie słodycz i kwaskowatość tychże owoców: czy są bardziej słodkie czy bardziej kwaskowate. To co nas w kawie czasem olśniewa i co nam smakuje ? to przede wszystkim aromaty, np. wspomnianej papai.

Kwaskowata kawa i kwasy

Pojęcia określające wrażenia zmysłowe bywają trudne do zdefiniowania i przekazania innym. Jednym z najbardziej dyskusyjnych wrażeń jest immanentna w kawie kwaskowatość.

Niektórzy posługują się pojęciem kwasowości w odniesieniu do wrażeń smakowych. Moim zdaniem kwasowość jest pojęciem chemicznym i oznacza pozycję na skali pH. Myślę, że w stosunku do smaku możemy posłużyć się jedynie określeniem kwaskowatości. A zatem kwaśne są kwasy, a kawa kwaskowata.

W języku polskim kwaśne są też: mleko, jogurt, cytryna, wiśnie, lemoniada… i kawa. Ale jaką kwasowość ma kawa? Na pewno taką, jaką mają kwasy np. kwas octowy, cytrynowy, mlekowy itp. Mimo to łatwiej określić mi kwaskowatość kwaskowatej kawy, a o kwasowości kwaśnej kawy nic konkretnego powiedzieć nie mogę.

Kawa jest bardziej lub mniej kwaśna, kwasowa, ma mniejszą lub większą kwasowość, bo przecież zawiera różne kwasy. Czy biorąc do ust tę czy inną kawę jesteśmy w stanie określić jej kwasowość czyli liczbę pH? Raczej nie. Jeśli nawet wyposażeni w przyrządy i metody do oznaczania kwasowości sporządzimy mapę kwasowości różnych kaw, ziaren, ekstraktów itd., to czy będzie ona skorelowana z naszymi wrażeniami i odczuciami zmysłu smaku kwaśnego? Czy najbardziej kwasowa kawa nie mogłaby być jednocześnie najmniej kwaskowata?

La Miscela

Miscea

Wielki włoski autor mieszanek  Edi Bieker blendom swoim nadaje tytuły muzyczne: Vivaldi, Rossini, Stradivari.

Ja natomiast aromaty widzę i doskonale czuję ich chromatykę. Mieszanka jest dla mnie paletą barw: tu trochę ciemnej farbki a tu trochę jasnej, ta mieszanka jest trochę ciężka i trzeba jej dodać skrzydła, aby była bardziej zwiewna, eteryczna, błękitna.

Luigi Odello pisze w swojej książce Sensi, cervello ed analisi sensoriale (Zmysły, umysł i analiza sensoryczna) o ogromnym potencjale ewokatywnym aromatów: aromaty wywołują emocje i nieodmiennie przywołują związane ze sobą wspomnienia z przeszłości. W trakcie jednego z kursów powiedział: jeśli masz problem z zapamiętaniem aromatu pomarańczy (a raczej ze skojarzeniem aromatu pomarańczy z jego etykietką semantyczną), powtarzaj: taca pomarańczy, którą niosłem mojej ukochanej.

Dla mnie mieszanki są wspomnieniem Włoch, zapisanym w sekretnej pamięci ich zapachem…

Wszystko o Mastro Antonio

Jesteśmy italofilami, do Włoch jeździmy od lat. Zjeździliśmy Italię od Piemontu do Sycylii. Wiele lat temu rozpoczęliśmy import kawy z toskańskiej palarni, aby przenieść kawałek Włoch do Polski. Pierwsze nauki o prawidłach ekstrakcji espresso pobieraliśmy we włoskich barach u gadatliwych i wylewnych baristi.

Nauczyli nas oni, że espresso powinno wypływać z portafiltrów a coda di topo (mysim ogonkiem). W podręcznikach wyczytaliśmy, że prawidłowa doza zmielonej kawy wynosi 7-7.5g, zaś setki przetestowanych kaw dały nam pojęcie o profilu sensorycznym espresso.

Uzbrojeni w taką wiedzę, sprowadziliśmy z Włoch nasz pierwszy ekspres, który Antonio zainstalował, a ja dzielnie zabrałam się wraz z dwójką pracowników za pierwszą w życiu regulację młynka.

W naszym laboratorium znalazły się oprócz dużej ilości kawy, litry wody i stosy jabłek, którymi przegryzaliśmy testowane filiżanki espresso. Oprócz tempa wypływu kawy z grup badaliśmy wspólnie profil sensoryczny, którego nikt z nas nie umiałby wtedy opisać ani określić pojęciem profilu sensorycznego, gdyż nie znaliśmy jeszcze pojęcia analizy sensorycznej. Posługiwaliśmy się prostymi pojęciami balansu smakowego: kwaśne, gorzkie, w sam raz. Naszą uproszczoną bardzo analizę sensoryczną korelowaliśmy z wynikiem pomiaru dozy kawy na wadze oraz tempem i ogólnym czasem ekstrakcji oraz objętością kawy w filiżance.

W roku 2008 pojechaliśmy do Włoch na kursy specjalista włoskiego espresso oraz tester włoskiego espresso. Uporządkowały one naszą kawową wiedzę.  We wrześniu 2008 jedno z nas ukończyło kurs panel leader analizy sensorycznej u ojca włoskiej szkoły analizy sensorycznej, Luigi Odello. W roku 2009 zorganizowaliśmy dwa wielkie cykle wykładów Luigi Odello w Polsce pod zbiorowym tytułem: Master Analisi Sensoriale e Scienze del Caffe. Na kursach tych zgromadziliśmy uczestników z całej Polski.

Do otwarcia naszej własnej palarni przygotowywaliśmy się bardzo długo: prawie przez kilkanaście lat. W ciągu tych lat poznaliśmy wielu torrefattori (właścicieli palarni)  i mamy wśród nich  grono przyjaciół.

Ciągle staramy się wymyślać nowe mieszanki i wzbogacać  ich aromatyczny profil. W naszym magazynie jest kilkanaście różnych singli:  kaw z określonego kraju i plantacji. Można wypalić je w różny sposób, by uzyskać różny profil sensoryczny espresso.

Uprawiamy włoski styl blendowania: nasze mieszanki mają wiele składników, tak żeby można było je wymieniać, utrzymując stały profil sensoryczny espresso. Nie traktujemy ziaren jak cegiełek, lecz jak flakony perfum pełne różnorodnych, intrygujących aromatów.

W naszych mieszankach staramy się osiągnąć słynne 3 P:

  1. Profondita (głębia)
  2. Potenza (moc)
  3. Perfezione (balans).

W roku 2010 nasze wysiłki zostały ukoronowane zdobyciem Złotego Medalu na prestiżowym konkursie: International Coffee Tasting w Brescii.

Coffee Heaven, crema, espresso i język

Kilka lat temu, a może już lat -naście, gdy barów Coffee Heaven było raptem kilkanaście, zaglądaliśmy do tego lub innego, by odpocząć w trakcie zakupów w galeriach handlowych. Pewnego razu w jednej z gazetek reklamowych Coffee Heaven, ku naszemu zdumieniu i zgrozie znaleźliśmy następujące hasło: No crema, no serva, poparte jakimiś ciekawymi historyjkami. Później okazało się, że cały ten tekst jest słowo w słowo tłumaczeniem materiałów reklamowych brytyjskiej sieci Caffe Nero.

No crema, no serva ? długo usiłowaliśmy dopasować ten tekst do jakiegoś języka. Niestety, nie ma takiej sentencji w języku włoskim. A jeśli ma to być koniecznie w języku włoskim, na co wskazują poszczególne słowa i źródło, to jest to strasznie niepoprawne i w sumie nie wiadomo co miałoby oznaczać. Najbardziej bolesne jest to, że tej formułki nie sposób znaleźć we włoskim świecie, a polskie autorytety ze świata kawy szczodrze rozdają ją jako włoską (nie mam tu wcale na myśli Sławka). By się przekonać, że No crema, no serva nie istnieje we włoskiej mowie, wystarczy sprawdzić w google.

Dla młodych baristów z Coffee Heaven i prawdopodobnie Caffe Nero, to niegramatyczne zawołanie było i pewnie wciąż jest ćwiczoną w kółko regułką: na powierzchni espresso musi być crema ? nie podawaj kawy, gdy crema jest cienka i szybko znika. Można by dyskutować o tym, czy personel barów Coffee Heaven tę prostą naukę brał sobie do serca albo o związkach specyficznej charakterystyki maszyn la Marzocco z częstym łamaniem tejże regułki.

Niedawno ze wspomnianym zawołaniem spotkałem się, przeglądając blog Sławka Sarana: Lekcja nr 1: „No crema no serva”?. Sławek Saran jest Mistrzem Polski Barista 2008 i podobnie jak wielu polskich młodych miłośników kawy, jest wychowankiem sieci Coffee Heaven.

Tekst Sławka jest odniesieniem do publikacji Jamesa Hoffmana o tym, jak mało pozytywnych sensorycznie cech ma crema. Parę lat temu wtórowali Jamesowi inni bardziej lub mniej znani bariści, testując espresso pozbawione pianki. Podobno wszystko zaczęło się w Coffee Collective w Kopenhadze. Podobną procedurę oczyszczania stosuje się przy zaparzaniu metodą brasiliana ? przed testowaniem usuwamy łyżkami wszystko to, co na powierzchni kawy zostało: zmielone drobiny, jasne szumowiny, a do ust bierzemy klarowny płyn.

Większość ludzi lubi wizualne wrażenia jakie może budzić piękna, cętkowana crema na powierzchni dobrze zaparzonego espresso. Przez lata crema była dla mnie wskaźnikiem jakości mojej pracy jako baristy, była pierwszą oceną przebiegu procesu zaparzania espresso. Odkąd zajmujemy się paleniem kawy, moje przywiązanie do wizualnych aspektów espresso znacznie zmalało. Zostało to dosyć trafnie wyjaśnione na końcu dyskusji z forum coffeed.com: Crema is rubbish. Sama dyskusja została wywołana wspomnianym wystąpieniem Jamesa, a James w tej dyskusji wziął udział, tłumacząc sens swoich refleksji.

Bliskie jest mi podsumowanie tejże dyskusji autorstwa Instauratora, czyli autora obszernej i poczytnej książki o espresso. Pisze on o tym, że crema i jej jakość zależą od stanu danej kawy. Crema na powierzchni espresso ze świeżych, tygodniowych ziaren różni się bardzo od tego, co uzyskamy z przechowywanych w szczelnych torebkach ziaren np. 3-tygodniowych. Crema ze świeżej kawy bywa najczęściej nieznośnie dobitna, intensywna, ostra, szorstka. Po paru tygodniach staje się jednak gładka, czysta, lśniąca, lekka i tak smaczna jak na zamieszczonej tu fotografii. Jeśli zajmujemy się testowaniem świeżych kaw, to crema niekoniecznie musi się nam podobać.

Crema najwyraźniej wciąż nie daje spokoju Jamesowi Hoffmanowi. Pamiętam jego ciekawy artykuł pod tytułem: Crema opublikowany jeszcze zanim został światowym championem. Niedawno natknąłem się na inną jego refleksję podważającą moje wewnętrzne przekonanie, że piękna crema oznacza piękne espresso. James twierdzi, że udaje mu się pod piękną powierzchnią zaparzyć espresso ohydne…

Bullone rosso

Koncepcja systemu Bullone Rosso powstała jako modyfikacja tradycyjnego systemu termosyfonicznego z wymiennikami ciepła i grupami E61 (HX/E61). Charakterystyczne grupy E61 zostały opracowane i opatentowane przez Ernesto Valente w roku 1961. W większości dzisiejszych ekspresów do kawy wciąż można znaleźć różne warianty i pochodne grupy E61 pracujące w typowym systemie hydraulicznym z wymiennikami ciepła.

Różnica między Bullone Rosso a typowym systemem HX/E61 dla kogoś niewtajemniczonego wydaje się niezauważalna; maszyny z systemem Bullone Rosso wyglądają dokładnie tak samo jak typowe ekspresy HX/E61. W systemie Bullone Rosso zastosowano zamiast grup E61 opracowane w Brasilii grupy B61. Kształtem grupy B61 przypominają dokładnie grupy E61, ale ich zawartość jest zupełnie inna. Grupa B61 nie zawiera słynnego „grzybka” wypełniającego korpus, a ogranicznik przepływu, tzw. giggler wraz z filtrem znajduje się nie na górze nad „grzybkiem” lecz nad prysznicem grupy, jest umieszczony tuż pod śrubą wyróżnioną czerwonym kolorem. Bullone rosso to w dosłownym tłumaczeniu czerwona śruba.

Zawór 3-drożny, podobnie jak we wszystkich grupach Brasilii, jest zamontowany z boku grupy B61, gdy większość wariantów E61 innych producentów ma zawór u dołu z wylotem do tacki odpływowej. Większość wariantów E61 ma preinfuzję statyczną, a B61 ma dynamiczny infuzor.

W systemie Bullone Rosso wymiennik ciepła jest zakończony zaworem kulowym; zawór ten pozwala wybrać jeden z czterech otworów ograniczających cyrkulację wody w układzie termosyfonicznym. Inne niż w zwykłym układzie HX/E61 są także długości rurek iniekcyjnych w wymiennikach ciepła. We flagowej maszynie Brasilii, w maszynie Excelsior, system Bullone Rosso uzupełnia niewielki bojler-stabilizator, podgrzewający wodę przed wejściem do wymiennika ciepła. Daje to w efekcie bardzo stabilną temperaturę wody w trakcie procesu zaparzania.

Grupy B61 i E61:

Pierwsze próby W15

Pierwsze próby pieca na żywej kawie mamy za sobą, ale też przed sobą. Maszyna jest zupełnie inna w sensie sterowania niż nasza poczciwa L5. Te pierwsze próby wzbudziły moim zdaniem trochę przesadzone i niezdrowe opory niektórych sąsiadów. Jest mi z tego powodu co najmniej przykro i smutno. Trudno bowiem pracować głową nad charakterem maszyny i procesu palenia, gdy źli ludzie dobijają się do drzwi.

Jest mi smutno dlatego, że znamy szereg palarni, równie małych jak nasz projekt, a zlokalizowanych w centrach dużych i małych miast. Przykładem niech będzie Coffee Collective na typowej mieszkalnej ulicy Kopenhagi. Gdy szukaliśmy tego miejsca dwa lata temu, kierowaliśmy się nosem. Doprawdy, sąsiedzi nie utyskują z powodu zapachów, których mają pod dostatkiem, bo tuż obok produkuje się ciastka, a nieco dalej otwarte są różne restauracje.

Innym przykładem niech będzie miasto Stendal w Niemczech. Identyczny jak nasz, sklepowy piec stoi w zabytkowym wnętrzu w centrum miasta. Nie ma tu żadnych systemów eliminujących zapach. Zapach palonej kawy jest tu powodem do dumy i do wyróżnienia tej części miasta. Oto jak wygląda ta palarnia:

Najwyraźniej mieszkańcy niemieckiego Stendal są znacznie bardziej uprzejmi i wyrozumiali niż letnicy z wielkich polskich miast rezydujący wokół nas latem. Jest to przykre, jest to brak empatii, nienawiść do jakiejkolwiek działalności wokół. A wokół mamy przecież port handlowy, ulice pełne restauracji i barów emitujących non-stop bardziej przykre aczkolwiek swojskie zapachy.

Dziś specjalnie wyszedłem poza nasze mury, przyjrzeć się uważniej wylotowi komina. Był piękny, słoneczny dzień. Na kapturze osłaniającym komin z góry stała mewa. Stała tam cały czas, nawet przez minutę-dwie, gdy nieco bardziej intensywna chmurka dymu ją otoczyła. Wokół rozprzestrzenił się specyficzny, dość intensywny zapach. Okres wzmożonego wydzielania dymu po 1-szym cracku i ostatnia faza trwały najwyżej minutę. Zapach, dość słodki, ulotnił się tak szybko jak się pojawił. W czym więc problem? Czyżby ta mewa była bardziej wyrozumiała niż sąsiedzi? Znacznie gorsze substancje wdychają, jadąc godzinami samochodem ruchliwą drogą. Czymże wobec takiego drogowego, toksycznego dymu jest parę minut zapachu prażącej się kawy?

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Patrząc na tę mewę stojącą na „chińskim” kapeluszu wieńczącym komin, przyszła mi do głowy idea, jak się później okazało słuszna. Pisał o niej Terry Davis. Wydaje mi się, że zadaszenie komina, zamontowane zgodnie z przyjętą normą przez firmę nas obsługującą, jest przyczyną niepotrzebnego „burzenia się”, „kotłowania” i cofania się spalin. Usuniemy ten daszek i prawdopodobnie cały strumień z komina bez przeszkód wzbije się w górę, nie dotykając szanownych sąsiadów. Mało kto zdaje sobie sprawę z wpływu komina, a w zasadzie jego końcówki na rozpraszanie się spalin, a tym bardziej na pracę maszyny. Wkrótce zatem będziemy mieli bezstratny komin i mam nadzieję, że poprawi to atmosferę wokół…